Obejrzeliśmy inscenizację „Balladyny”
Nie ma chyba w naszym kraju człowieka, dla którego Wawel byłby pustym słowem. Przecież to królujące nad Krakowem wyniosłe wzgórze było, jest i zawsze będzie chlubą i dumą Rzeczypospolitej. A właśnie w Krypcie Wieszczów Narodowych w katedrze na Wawelu od 1927 roku spoczywa Juliusz Słowacki – jeden z naszych trzech wieszczów narodowych. Żegnający z wielkimi honorami autora „Balladyny” marszałek Józef Piłsudski powiedział wówczas „W imieniu Rządu Rzeczypospolitej polecam panom odnieść trumnę Juliusza Słowackiego do krypty królewskiej, bo królom był równy”.Co ciekawe, żyjący niespełna czterdzieści lat poeta, który w jednym z wierszy przewidział wybór Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową, spoczął obok swego poetyckiego antagonisty Adama Mickiewicza.
Cofnijmy się na chwilę o sto osiemdziesiąt pięć lat, do jesieni 1834 roku, gdy zmagający się z gruźlicą poeta leczył się w położonej wśród gór Genewie. Zainteresowany podobnie jak inni romantycy legendami, podaniami i baśniami Juliusz Słowacki rozpoczął wówczas pisanie „Balladyny”. Poeta, którego nazwisko jednym tchem wypowiada się z innymi największymi mistrzami pióra z pewnością był zadowolony z dzieła, które stworzył, skoro w liście do ukochanej matki pisał: „Z wszystkich rzeczy, które dotychczas moja mózgownica urodziła, ta tragedia jest najlepszą. Zobaczysz kiedyś, Mamo kochana, co to za dziwna kraina i czasy”.
Bez wątpienia tak bardzo przez całe swoje życie związany z matką poeta nie mylił się. „Balladyna” należy przecież do najważniejszych utworów dramatycznych w literaturze polskiej. Pomimo upływającego czasu przesłanie tego dzieła nie traci na wartości.
W czwartek 10 stycznia 2019 roku w sali widowiskowej Gostyńskiego Ośrodka Kultury „Hutnik” w interpretacji wrocławskiego teatru „Artenes” inscenizację „Balladyny” obejrzeli uczniowie ze szkół w Bodzewie, Daleszynie, Gostyniu, Starej Krobi i Żytowiecku. Czterdzieścioro dwoje uczniów ze Szkoły Podstawowej w Żytowiecku (dwadzieścioro jeden siódmoklasistów i dwadzieścioro jeden gimnazjalistów) w towarzystwie pana dyrektora Mariusza Kędzierskiego oraz organizatora wyjazdu p. Krzysztofa Blandziego zajęło miejsca w trzech pierwszych rzędach, by od godziny 8.48 do 9.48 obejrzeć inscenizację dzieła Juliusza Słowackiego w reżyserii Michała Białeckiego.
Nim na scenie dramatu opowiadającego o funkcjonowaniu na świecie dobra i zła pojawili się jego bohaterowie, wypełniająca niemal do ostatniego wolnego miejsca salę widowiskową młodzież ujrzała samego Juliusza Słowackiego opowiadającego o napisanym przez siebie utworze. Po chwili jednak oczom widzów ukazała się położona w lesie niedaleko jeziora Gopło chata pustelnika, do którego przybył Kirkor, aby zasięgnąć rady w sprawie swojego przyszłego ożenku. Kilka minut później wszyscy ujrzeli obudzoną z zimowego snu królową jeziora Gopło Goplanę wyznającą miłość Grabcowi. Niestety młodzieniec zakpił sobie z miłości wonnej panny, oświadczając, że kocha Balladynę. Wzgardzona królowa nie zamierzała jednak zrezygnować z Grabca, polecając Skierce uszkodzić mostek, przez który będzie przejeżdżał Kirkor, by skierować hrabiego do chaty Wdowy, aby tam znalazł dla siebie żonę.
W końcu na scenie pojawiły się wracające z pola do chaty postrzegana jako ucieleśnienie zła Balladyna oraz pracowita choć nieco naiwna Alina.
Później było jeszcze ciekawiej. Z wypiekami na twarzy młodzież obserwowała wyprawę sióstr do lasu i zabicie Aliny przez Balladynę. Na wszystkich niezwykle wrażenie wywarła także scena, w której Balladyna wyparła się własnej matki, wypędzając ją z zamku. Z zapartym tchem obserwowano także scenę ukazującą Balladynę stojącą na czele sądu mającego sądzić zbrodniarzy. Nowa królowa trzykrotnie zasądziła wyrok śmierci i … rażona piorunem zginęła.
Niewątpliwie warto było obejrzeć ukazaną w wykonaniu aktorów teatru „Artenes” adaptację „Balladyny”. Wszystko wskazuje na to, że za kilka miesięcy, w środę 22 maja bieżącego roku, na tej samej scenie, w wykonaniu aktorów z tego samego teatru, uczniowie z Żytowiecka obejrzą adaptację II części „Dziadów” Adama Mickiewicza.
Tekst i foto: Krzysztof Blandzi